wtorek, 19 lipca 2016

Od Virága - CD Kerrian

Nim odpowiedział, Virág ponownie zmierzył dziewczynę badawczym spojrzeniem. 
Bez wątpienia nie można było odmówić jej urody, na której wampir na dłuższą, chociaż wciąż trwającą zaledwie ułamki sekund chwilę zawiesił oko, nim zganił się w myślach, przypominając sobie, że nie taki był cel tego przyglądania się. Wyglądała na maksymalnie dziewiętnaście lat, chociaż równie dobrze mogła liczyć sobie lata już w setkach i właśnie przyszła porozmawiać z dyrekcją o swoim wnuczku, który w tym roku zaczął tutaj edukację. O tak, w tej szkole wszystko było możliwe.
Istotny Virágowi wydał się także fakt, że albo była mistrzynią maskowania się przed wampirzym węchem, albo zwyczajnie nie płynęła w niej krew. Ku zawodowi pragnienia, które od kilku godzin zaczynało go męczyć coraz mocniej, ale i uldze rozsądku nie wyczuwał w niej nic interesującego. Nie żeby miał w zwyczaju rzucać się na obcych.
- Niestety nie jestem pewien, gdzie obecnie podziewa się nasz ukochany dyrektor - odpowiedział w końcu z przesadnym namysłem, udając, że intensywnie się zastanawia. Potem uśmiechnął się, widząc speszenie dziewczyny. - Na szczęście sekretariat jest na tyle wielkoduszny, że nie ma w zwyczaju zbyt często ruszać się z miejsca. Jak sądzę, wciąż znajduje się na drugim piętrze, na prawo od schodów.
- Właściwie możemy przejść się tam razem, jeśli masz ochotę - dodał po chwili, zaglądając od niechcenia do wypchanej po brzegi szarej teczki, którą trzymał. - Zdaje się, że ja też mam tam coś do załatwienia.

<Kerrian?>

sobota, 16 lipca 2016

od Penki - CD Viraga

Przez twarz Penki przemknął uśmiech, gdy kobieta usłyszała pytanie wampira, zapewne czysto retoryczne swoją drogą. Znów zamknęła oczy, na powrót wystawiając twarz w stronę słońca, jakby pragnęła nacieszyć się jego ciepłymi, przyjemnie grzejącymi skórę promieniami dopóki jeszcze ma na to trochę czasu.
- Mogłam się tego domyślić, ty interesowna krwiopijcza bestio - mruknęła, mając cichą nadzieję iż Virag wie, że krwiopijcza bestia była tylko niewinnym przyjacielskim żartem, podobnie jak wszystko, co dodała chwilę później. - Nie mam już chyba wyboru, prawda? Trochę głupio się wycofywać w ostatnim momencie, nawet jeśli nikt nie powiedział mi że w ogóle mam gdzieś jechać. Masz szczęście że jestem dziś zbyt zmęczona żeby się na ciebie gniewać, nasz ty szkolny Drakulo.
Przez chwilę siedzieli w ciszy, ramię w ramię, czekając na dzwonek oznajmiający koniec tak upragnionej od samego ranka półgodzinnej chwili wytchnienia, pozwalającej wreszcie odpocząć od wrzeszczących, nieposłusznych i niezdolnych do słuchania nikogo uczniów. Penka była pewna jak niczego innego w życiu, że ów przerwa była swego rodzaju darem od jakichkolwiek istniejących niebios i że każdemu z nich, nadwyrężających swe siły w akademii nauczycieli, się ona należała. I to jak przysłowiowemu psu miska.
- A tak swoją drogą - odezwała się znów po tych paru momentach milczenia, przekrzywiając lekko głowę i jednym okiem zerkając na Viraga. - Wspominałeś że kiedy dokładnie jest ta wycieczka? I nad którą klasą będziemy się znęcać?


<Masz tego posta, nawet dłuższy wyszedł niż myślałam.>

234 słowa + 60 monet

Od Kerrian cd. Virag

Wreszcie udało mi się dotrzeć do szkoły, którą prawie tydzień temu dostrzegłam w wizji. Nie miałam pojęcia po co tu właściwie jestem i co powinnam zrobić, dlatego czułam się zagubiona. Przez dobre dziesięć minut zastanawiałam się czy powinnam wejść do środka, czy może rozejrzeć się na zewnątrz... Po chwili rozległ się głośny dźwięk dzwonka, a zaraz po tym ryk osób wybiegających z klas. Aż się wzdrygnęłam. Nim się obejrzałam a już obok mnie  przebiegali szczęśliwi z końca lekcji uczniowie. Przypomniałam sobie jak jeszcze niedawno sama chodziłam do szkoły i zdałam sobie sprawę z tego, że też powinnam się uczyć. Wiedziona impulsem chciałam złapać jakąś osobę, być może udałoby mi się kształcić tutaj. Właśnie pomyślałam, że naprawdę brakowało mi nauki. Bez niej było tak nudno i nie było co robić. Nim zdążyłam się rozejrzeć, zauważyłam, że plac szkolny jest już całkiem pusty. Jak uczniowie potrafią szybko uciekać, westchnęłam w myślach.
Z wampirzą prędkością podeszłam do wielkich drzwi akademii i pchnęłam ciężki kawał drewna do środka. Otworzyły się na całą szerokość ukazując ciemny holl z kamienną posadzką. Postąpiłam kilka kroków do przodu i powoli zamknęłam drzwi. W środku panował przyjemny chłód i wyjątkowy spokój. Cisza, jakiej zazwyczaj nie spotyka się w takich miejscach. Nie, kiedy grasują po nich dzikie hordy uczniów.  Dlatego doszłam do wniosku, że ci, którzy przed chwilą opuścili budynek, byli zapewne ostatnimi. Cóż, pozostała mi jeszcze nadzieja, że sama natknę się na kogoś z administracji.
Ruszyłam korytarzem wgłąb instytucji, co raz zaglądając do klas, których drzwi były otwarte. Żadnej żywej duszy. Towarzyszył mi jedynie irytujący stukot moich skórzanych butów na niskim obcasie, który roznosił się po otoczeniu echem. Gdy wyszłam na pierwsze piętro wreszcie kogokolwiek dostrzegłam. Był to złotowłosy osobnik płci męskiej. Gdy ruszyłam w jego stronę, on odwrócił swoją twarz w moim kierunku. Dopiero teraz dostrzegłam, że w rzeczywistości jest to młody mężczyzna. Pod jego uważnym spojrzeniem, które kierował w moją osobę, poczułam się speszona.
Zatrzymałam się kilka kroków przed nim. Chrząknęłam dosyć nieśmiało, spuszczając wzrok gdzieś na podłogę.
- Przepraszam, szukam dyrektora. Albo chociaż sekretariatu - zwróciłam na niego moje spojrzenie.

< Virag?  >

piątek, 15 lipca 2016

OGŁOSZENIA!!

Od tej pory formularze przesyłamy do przywódcy stad:
np. jeśli chcesz dołączyć jako wilkołak wysyłasz formularz do Deucaliona (czyli w howrse: nana100)
chcąc dołączyć do wampirów wysyłasz formularz do Klaudiusza (czyli w howrse: frania099)
itd.

Jednak, jeśli w twoim "stadzie" nie ma przywódcy jesteś zmuszony przesłać formularz do nana100

poniedziałek, 20 czerwca 2016

Od Lydii cd. Theo

- Nie można ich zatrzymać.. będą walczyć, nie odpuszczą łatwo. Zależy im tylko i wyłącznie na banshee. Rzadko mają do czynienia z takimi mocami
- Spokojnie. Nic ci się nie stanie - zaczął mnie uspokajać
- Nie możemy tu zostać, a... dzisiaj jest pełnia... lepiej idź stąd, poradzę sobie, naprawdę
- Dobrze radzę sobie z pełnią - wzruszył ramionami
Widziałam, że to nie prawda. W szpitalu ciągle wbijał pazury w wewnętrzna część dłoni tak mocno, aż zaczynał krwawić.
- Wychodzimy - zarządził i popchnął mnie w stronę drzwi
- Ale dokąd? Nie możesz wyjść do ludzi, jakbyś stracił kontrolę..
- To wtedy mnie uspokoisz - zaśmiał się
- Nie specjalizuje się w uspokajaniu wilkołaków podczas pełni - wywróciłam oczami
- Nic trudnego - zaśmiał się - Bynajmniej dla Banshee
- Zabawne - mruknęłam pod nosem i wywróciłam oczami 
- Dobra, lepiej serio stąd chodźmy. Trzeba znaleźć bezpieczne miejsce - powiedział i potarł dłonią kark 
- Doktorzy z Eichen teoretycznie są ludźmi, ale w praktyce nie przekraczają bariery z popiołu górskiego
- Skąd o tym wiesz? - zmarszczył brwi
- Od dłuższego czasu słyszałam o różnych eksperymentach na rzadkich gatunkach. Stiles  zdobywał informacje, a Parrish starał się ich pilnować. 
- Czekaj, czekaj! Widziałaś, że grozi ci niebezpieczeństwo i nic z tym nie zrobiłaś? 
- Potrafię się bronić - powiedziałam pewnie
- Udowodnij - uśmiechnął się
- Chcesz żebym ci to udowodniła? Nie ma sprawy - mruknęłam - Ale najpierw chyba powinniśmy się stąd wynosić
<Theo?>

Od Lydii Cd. Theo

- Musimy stąd iść - powiedziałam chcąc się podnieść do pozycji siedzącej
Poczułam jak szwy w moim boku zaczęły strasznie rwać i musiałam zaprzestać prób podniesienia się.
- To chyba nie najlepszy pomysł, nie możesz wyjść w takim stanie - skrzywił się
- To był tylko postrzał, zregeneruje się - wywróciłam oczami bagatelizując sprawę
- Dobra, a tojad w kuli? - uniósł brwi
- Z tym też sobie poradzę. Gorzej będzie jak zabiorą mnie do Eichen - wzdrygnęłam się na samą myśl
- Eichen?
- Dom Echa, były szpital wojskowy, aktualnie psychiatryk. W podziemiach mają "oddział" dla istot nadnaturalnych. Mało kto o tym wie, nie mówi się o tym, ale to oni mnie dziś badali. Na pewno kogoś juz tu wezwali, a ja nie mam zamiaru na nich czekać
Podwinęłam koszulę by sprawdzić moją ranę. Powiedziałabym, że goi się dość ładnie gdyby nie fakt, że sączy się z niej czarna krew.
- Kurwa - jęknęłam - Ani ja, ani ty nie możemy tu dłużej zostać
Chłopak wyciągnął do mnie rękę, a ja wahając się chwilę złapałam ją. Ból w boku zaczął ustępować i przyniósł wielką ulgę. Theo skrzywił się delikatnie, nie chcąc pokazać żadnej słabości i wszystko było już dobrze. Znajdując w pomieszczeniu kilka niezbędnych przedmiotów zdjęłam szwy. Zaczęłam przeszukiwać moja torebkę, która stała obok łóżka. Nie było w niej nic co mogłabym ubrać. Spodnie i zakrwawiony sweter. Naciągnęłam dolną część garderoby i zostałam jeszcze w poplamionej krwią koszuli szpitalnej. Przecież nie mogę tak wyjść, nie będzie to hm.. normalne?
- Theo.. nie chciałbyś szybko skoczyć do mojego mieszkania? Nie mam co ubrać, a w tym przecież nie wyjdę - zmarszczyłam brwi
Theo wywrócił oczami i wyciągnął rękę po klucz. W tym momencie gdy moja dłoń zerknęła się z jego zobaczyłam TO. "Lekarzy" z Eichen w moim mieszkaniu.
- Nie możesz tam iść. Oni już tam są..
<Theo?>


308 słów +85monet

Od Theo Cd. Lydii

Natychmiastowo zdjęłam bluzę i podałem ją Lydii. Zostałem w samej podkoszulce. Dziewczyna włożyła moją bluzę, nie ukrywam -wyglądała słodko.
Uśmiechnąłem się do siebie
-To co.. Idziemy?-spytałem w dalszym ciągu się uśmiechając
-Dobra, ale nie szczerz już się tak -powiedziała
Wyruszyliśmy i od razu udaliśmy się do windy. Bez problemu wyszliśmy ze szpitala.
Udaliśmy się do opuszczonego budynku w stanie remontu. Nikt tutaj nie zagląda, więc wątpie, że tutaj ktokolwiek by nas szukał.
-Rozgość się-zaśmiałem się wskazując jedyną kanapę na ok. 100 m 2 budynku
Stała na samym środku. Lydia usiadła.
-Jesteś głodna? -spytałem po usłyszeniu cichego burczenia
-Jak cholera - usłyszałem znaczącą odpowiedź
-Nigdzie się stąd nie ruszaj -uśmiechnąłem się i wyszedłem
Po kilku minutach już z jedzeniem wracałem do Lydii, upewniłem się, że nikt za mną nie idzie, ani mnie nie obserwuje. Wślizgnąłem się niepostrzeżenie do opuszczonego budynku, ale gdy doszedłem do "naszej" kanapy, Lydii tam nie było.
-Lydia!!-krzyknąłem i spróbowałem złapać jej trop, co szybko mi się udało
Przebiegnąłem przez cały budynek, dopiero na końcu, w najmniejszym pokoiku stała Lydia, wpatrywała się w pustą przestrzeń.
Dopiero po chwili dostrzegłem niebieski kwiat w jej dłoni..
-Lydia co się dzieje?-spytałem
Usłyszałem tylko ciche
-Już wiedzą gdzie jesteśmy.. znajdą nas... lekarze z eichen.. oni nas znajdą..

<Lydia?>


206 słów +60 monet